środa, 29 kwietnia 2015

to po co to??.. myślę


- Pani Terapio, to po co to kurwa? - już się nie hamuję z wyrazami. Mija kilka ładnych miesięcy intensywnej terapii, najpierw dwa, potem raz w tygodniu. Mam już za sobą etap euforii, że jest lepiej. Ba! Mam za sobą etap, gdy uważałam, że dziękuję, zabieram moje na nowo poukładane emocje, myśli i przekonania i idę z tej piaskownicy do swojej, własnej. Pani Terapia niech siedzi ze swoimi foremkami, a ja zacznę robić już swoje.

- Po co to? - niezmiennie uśmiecha się
- No po jakiego jest depresja, co to mi przyniesie? Uszlachetni? Spowoduje, że będę mądrzejsza? Fajniejsza? Na co mi w ogóle ta terapia? Człowiek siedzi, płacze i płaci. Wkurwia się, trzaska emocjami, wychodzi stąd jak drętwy dziad, naćpany łzami i adrenaliną, kortyzolem i czym tam na dodatek, nie ma sił nawet się upić i to jest okej? I tak kurwa całe życie? Co mi po tym, co? Nic, nic się kurwa nie zmienia, nic. Rozumie pani?! NIC. Boli mnie ciało, co chwila choruję, ryj mam cienki jak Michael Jackson, nic mi nie smakuje, jem jak jadłam, czyli nie jem, piję jak piłam, czyli piję, joga jest dla mnie wyczynem maratończyka i jakoś kawalerowie się wokół nie zaczęli kręcić. To po jaki chuj to? - w myślach podpalam całe warszawskie Śródmieście.
- Nic, nic tak w ogóle nic się nie zmienia? - Pani Terapia uśmiecha się nadal - Co dziś pani zjadła?
- No to samo. Pół kromki chleba..  - Zaczynam myśleć -  pół kromki chleba.. No dobra, zjadłam dziś lunch a na śniadanie dodatkowo jajko.
- Hmm - no jak ona się uśmiecha to mnie szlag trafia
- Pani tak się uśmiecha jakby mnie przyłapała na gorącym uczynku. Co to za zmiana, że się zjadło! To gówno, a nie zmiana! Przyłażę tu pół roku prawie!!
- Prawie pół roku to długo? A ile pani nie jadła?..

- Hmm - teraz już naprawdę zaczynam myśleć...

Ta sesja była przełomem w załomie. W załamaniu i bezsile. Ta sesja skończyła się tak, że wypisałam sobie w punktach CO jednak się zmieniło. I jak to wiele znaczy, w ogromie chaosu i brudu, które towarzyszy mi przez kilkanaście lat. Jak bardzo zatapiam się w emocjach i wyłączam racjonalne myślenie. Myślę, ale nie myślę. Nie wymyślam. Siedzę w punkcie zero i oblepiam lepką ciemnością. Jak te wszystkie - NIC'e. Wtedy też zrozumiałam, że taki proces jest cholernie męczący i można się nim tak zmachać, żeby powiedzieć dość, stop. Odpoczynek. Po tej sesji zrobiłam sobie miesięczny oddech. A potem okazało się, że przysiosło to niebywałe efekty. Upgrade jaki się dzięki temu poczynił w mojej dyni i emo był wręcz porażający. A startowałam od To Po Co To ?!

Także jeśli wątpisz, masz po kokardę sesji, emocji, mielenia, ćwiczeń i pracy nad sobą to zajebiście. To tak może ma być. To pozwól sobie na to. Idź w to, płyń, krzycz i wyrzygaj to z siebie. A potem odpocznij. I przyjrzyj się sobie. Zasługujesz na oddech. Na siebie.