środa, 7 stycznia 2015

tabletka mocy, albo farmacja

Nawożę szare pobrużdżone pole, by nie pozwolić obumrzeć powojom myśli, kiełkującemu spokojowi, by pomóc więdnącym ze zmęczenia oczom zamykać się na noc.  Nawożę pole życia by gleba przyswajała sole mineralne i ożywcze substancje. Uprawiam je, pielę i pielęgnuję. Nawóz jest  prawie eko, niewiele zabija z tego co żyje we mnie. Podobno..

Odpalam zachwyt, szczęście chmur, nieznanie intensywne aromaty unoszą mnie w górę. Lecę wśród obłoków, głaszczę majestat. Moje płuca w końcu napełniają się powietrzem. Helem. Śmieję się. Dźwięk radości zaskakuje, łaskocze i spadam w bestroskę dnia. Nocą odpalam kino, przestawiam bohaterów, zmieniam bieg historii, jeśli tylko zechcę. Rano zatrzymuje ją budzik. To nic, mam moc. Moc kontynuowania, od momentu zatrzymania akcji. Tak, umiem to robić. Jeśli zechcę dowiem się co było tam, za niedośnieniem. A  mój dealer jest całkiem legalny i do tego daje mi zniżkę.

Jestem obok. Ja jem, śpię, śmieję się i pracuję, jestem asertywna, o jak!, jestem piękna i potężna. Ja ściskam gardło na każdy kęs, czuwam przy łóżku co noc, rykiem przekrzykuję śmiech i kulę się kulę się kulę się malutka. Stara ja nie czuje nic z tych straszności. Tylko zdziwienie, kim jestem ja druga? Która teraz jest teraz pierwsza? Czy kiedyś się scalimy? Póki co mamy tylko jedno wspólne odczucie. Drętwe członki. Adonis odchodzi ze spuszczoną głową. Nawet gdy jest mną.

Zmieniam preferencje. Smakowe. Zapachowe. Nienawidziłam kokosów. Mikrokokos w cieście powodował plucie na odległość. Kocham kokos. Potrzebuję kokosa. Pić kokos, nacierać się kokosem, wąchać kokos, smakować kokos. Kochałam jaśminowce. Jaśminowce mnie trują. Bryza jaśminowcowa doprowadzała moje wnętrze do konwulsji. Teraz tylko jaśmin. Jaśminowce już nie.

Gładzi. Unosi. Karmi. Koloruje. Usypia. Zaburza. Odrętwia. Pomaga. Ożywia. Uspakaja. Wyrównuje. Chowa strachy. Coś daje. Coś odbiera. Farmacja. Tabletka mocy.

 - Panie Lekarzu już dziękuję za tabletki mocy - zawsze mówię tak samo zdecydowanie
- Jest pani pewna? - kojąco, miękko pyta
- Jak cholera!
- Wie pani jak się będzie pani czuła odstawiając? Może poczeka pani do wiosny? Jaśniej, cieplej..?
- Nie ma mowy. Dziś.
Uśmiecha się. - Dziś się nie da..

Wiem. Wiem, że się nie da, że zanim się da miną dwa miesiące. Najpierw mniejsza dawka, potem jeszcze zmniejsza. Wiem, że znów wyschną mi usta, że roztrzaska się głowa z bólu, że zapłaczę całe miasto, że mięśnie będzie raził prąd, a oczy niewyobrażalny blask. Że będę usypiała przy każdym wolniejszym kroku i sens wycieknie do rynsztoka. Początek i koniec. Zawsze takie same. U mnie.

U Ciebie może być inaczej. Możesz przeczytać na forach, w poradnikach, że farmacja, że każda tabletka to zło. Że rozmiękcza mózg. Że po nich jesteś manekinem. Drewnem. Trupem. Ćpunem. Że leki nic nie pomagają. Może tak się zdarzyć. Farmacja to niezła chemia. Tak jak inne leki. Może się też zdarzyć, że te pomogą Ci wyzdrowieć. Czy koniecznie? Niekoniecznie. Ale to jakaś opcja. Jak już czasem nie ma sił, jak czasem krzyczy środek przemyśl to i nie zawachaj się poradzić lekarza.
Możesz przeczytać w kolorowych pismach, że takie tabletki dają szczęście. A ja Ci powiem inaczej. Nie dają. A ja Ci powiem. Szczęście dać możesz sobie tylko Ty. Żadna tabletka nie zastąpi terapii, rozmowy, pracy nad sobą, ukochania siebie. Wspomoże proces, ale nie zastąpi. Żadna. Choćby tak świetna jak moje, po których dzień w dzień byłam w równoległym świecie. Przeżywałam, doznawałam jak na haju. Farmacja pomogła mi przetrwać niejedzenie, lęki i niespanie, ciągły bieg. To bardzo wiele. To ratunek. Ale nie uzdrowienie.Tym zajmij się w sobie.
Na koniec wiedz, że jak każdy lekarz, jak każdy lek, farmacja może być niedobrana. Nie martw się tym i głośno mów o tym lekarzowi. Niech się gimnastykuje i kmini co dla Ciebie dobre :)