środa, 6 kwietnia 2016

pusty chodnik

Przed sobą widziała ledwie zaschniętą szarą plamę betonu wtartego zaprawą w ścianę. Po bokach schody. W górę. I w dół. Też szare. I jeszcze z tyłu  było ogromne okno, a za nim chodnik wygięty w soczewkach łez. Czasem Tata o Skupionych Brwiach stawał tam by mogła mu pomachać. Gdy wybiegła za nim na klatkę schodową już wsiadł do windy, już jechał do pracy.
- Nie zdążyłam się pożegnać! Pobiegnę do okna, a może go dogonię na dole? Nie, nie biegam sama na dół przecież, Taaato - w ferworze zbiegła po schodach - Tato, Tato.
Dziewczynka staje przed oknem. Patrzy, a chodnik jest pusty.. I pusty. I pusty. I nagle.. Odwraca głowę, rozgląda się. Drży. I nagle ta szara plama. I piętro nieznane, wcale nie piąte, nie jej, nic nie rozpoznaje. I nie ma Taty. I strach. I lęk. Jestem zgubiona. Ratunku! Zgubiona. Stracony Tata na zawsze..

Dwa Kucyki, zawsze, zawsze odkąd pamięta bała się śmierci Rodziny, że coś się komuś stanie, że podmienią mamętatęsiostrę, że wypadek na ulicy, w górach, że choroba, morderstwo i nicość. Pilnowała Rodziny, trzymała się Jej kurczowo. Sprawdzała oddechy gdy spali siostramamatata. A pod nieobecność Rodziców za każdym razem umierała. Pod nieobecność rodziców urządzała Siostrze płaczkoncerty. Pod ich nieobecność stawało serce. Była Rozpaczą. Była Spazmem. Była Gorączką.

Tamtego dnia była Krzykiem.
- Taaaaaaaaaaaato, Tatoo - szara plama napierała na nią.  - Taaaaaaaaaaaaaaaato! - schody wypiętrzały się podcinając jej nogi. - Maaaaaaaaaaaaamo! Maaaaaamo - przytrzymywała strach w przełyku by nie wyleciał wymiotem. Klatka schodowa pęka zdruzgotana, Dwa Kucyki wpada w szczeliny wypełnione końcem.. Jest. Zbiega Mama o Cudownych Dłoniach. Tuli.
- Mamo, a tata, on zniknął. Zgubiłam się. Mamo - mysie kucyki przylepiają się do zmęczonej, mokrej twarzy dziewczynki. - Mamusiu, przepraszam, że jestem taka rozpaczliwa. Nie mów tacie on się będzie źlił i martwił..

Dwa Kucyki opowiada o tej chwili dwadzieścia dziewięć lat później.

- Pani Terapio, to nawet jak na dziecko nie jest normalne, prawda? - Jastarnia patrzy w podłogę
- Ile pani miała wtedy lat?
- Trzy i pół? Cztery? Nie pamiętam. Ale długo jeszcze tak reagowałam na brak rodziców. Umówmy się "chwilowy brak", typu kilka godzin, okej? - Jastarnia wyciąga bat. - A co jeśli to zostanie? Jeśli jestem na zawsze skażona? To w ogóle się leczy? - sarkazm bulgoce jej w gardle. Nie cierpi się takiej żenująco słabej.
- Czuje się pani przez nich porzucona?
- No nie, teraz nie.. A wie pani, jak wyobrażam sobie, że ktoś z rodziny mi umrze to dzieje się coś dziwnego. Nic nie czuję. Stupor. A czasem na samą myśl trzęsę się ze strachu.. Chyba tak bardzo boję się, że znów będę Rozpaczą. Chyba dlatego nic nie czuję, odcinam się, by nie cierpieć.
- A teraz co pani czuje?
- ..Teraz nic.. Nie wiem..chyba.. Chyba jednak umrę, gdy ktoś mi umrze.. No wie pani, jak faceci odchodzili z moejgo życia to ja prawie w trumnę się kładłam z bólu, rozumie pani? .. Choć zdaje mi się, że.. nie wiem.. albo nie mam uczuć.. - poczuła ten dawny lęk. Bezradność. Nicość. - No, nie.. nie ogarniam tego Pani Terapio..hCzy ja się wypośrodkuję? Ojciec to się boi, że jestem taka rozpaczliwa.. Ja też się tego boję. "Co ty zrobisz dziecko jak ci ktoś umrze".. Pani Terapio, to się zmieni? Czy mnie zabije? Dam radę? - Pani Terapia uśmiecha się kojąco i lekko kiwa głową.

Siedem lat później stoję przy tej samej ścianie. Po bokach schody. W górę. I w dół. I jeszcze z tyłu jest ogromne okno. Patrzę przez łzy na chodnik. Jest pusty. I pusty. I pusty. Wygięty w soczewkach łez. Chciałabym żeby stał tam Tata o Skupionych Brwiach. Macham do niego.
- Tato, Tato, to ja Dominika.. Tato.. Odwracam głowę. Rozglądam się. Po betonowej plamie nie ma śladu. Znów patrzę na chodnik. Ani śladu po Tacie o Skupionych Brwiach.
On zniknął.
Stracony na zawsze..
Macham mimo to. Nie jestem rozpaczliwa. Samą mnie to dziwi. Nie umarłam z Nim razem. On żyje cały czas we mnie. Stoję po środku. Jestem Spokojem. Jestem Przedziurawioną Pełnią. Jestem Ciszą. Czuję. Miłość. Ból. Tęsknotę. Czuję. I żyję.  Bądź spokojny, nie martw się Tato.