wtorek, 11 sierpnia 2015

lustro cz. III - stalkerka

Szklana, srebrzysta tafla odbija cię po tysiąckroć. Jesteś wszędzie wokół. W dole i w górze. Zastępy ciebie atakują spojrzeniem, przeszywają i śledzą każde poruszenie. Zaciskasz powieki, dłońmi odgradzasz się od patrzącej armii. Pochylasz głowę, kulisz się i zastygasz. Może one przestaną świdrować wzrokiem, może znikną, może... Na karku czujesz mrowienie. Jesteś obserwowana. Obserwujesz. Jesteś wzrokiem oskarżyciela. Jesteś okiem pogardy. Jesteś źrenicą lęku. Nie schowasz się przed sobą. Nie ukryjesz przed mocą swojego środka. Choćbyś unikała wszystkich luster, odbić, witryn, szyb i schowała głęboko wszystkie zdjęcia. Choćbyś wmawiała sobie, że nie patrząc nie widzisz. Nie widząc nie czujesz. Nie czując nie cierpisz. Bo zawsze czujesz to mrowienie. Ten kark zdrętwiały, te włosy, które aż bolą u nasady zelektryzowane niepokojem. Stalkerka.

- Tak pani to widzi? -  pyta Pani Terapia. Dziś poprosiła mnie, żebym opowiedziała jak wyobrażam sobie siebie i lustro.  – Niech mi pani opowie co to za thriller – uśmiecha się łagodnie.
- Tak, i jeszcze ta niemoc i pustka – wzrok zawężam tylko jej do twarzy, bo zaraz, zaraz po lewej stronie, na stoliku stoi przyniesione przez Panią Terapię LUSTRO.
- Stalkerka. To musi być okropne - zamyśla się
- No właśnie, więc nie wiem co z tym robić. Wiem, że nie ucieknę, ale patrzyć nie zamierzam – jestem bardzo pewna siebie
- Powiedziała pani, że nie ukryje się przed mocą swojego środka, a potem mówi pani, że jest bezsilna. To jak to w końcu wygląda?  - Pani Terapia.. słucham jej i naprawdę czasem mam ochotę przywalić za to czepianie się słówek..
- To ona jest silna, a nie ja.. - burczę, ale wiem, że jest tu zagwozdka. Milknę. Pani Terapia jak zwykle uśmiecha się jakbyśmy rozmawiały o nowych kosmetykach. Cisza. Cisza. - No tak.. - ciągnę - wiem.. Ona to ja, więc jeśli ona jest silna to ja jestem silna i teraz kwestia jak to wykorzystam i co zrobię. Faktycznie jestem stalkerką. Przytłacza mnie ogrom mojej siły. - Ha! Powiedziałam to. Miesiące terapii może się w końcu na coś przydadzą.  - Przytłacza mnie jej ogrom Pani Terapio. Złej. Negatywnej. Niszczącej. - Pani Terapia głośno wypuszcza powietrze.
- No! W końcu. Gratuluję! Już się bałam, że będziemy siedzieć w tym gabinecie luster bez końca. To jak spróbujemy? - wskazuje gestem w swoje prawo, moje lewo.
- A nie, tak prędko to się nie da - znów chwytam się starego schematu.
- A jak nie, to posiedzimy tutaj. - śmieje się. I ja się śmieję. -  Co jeszcze chce mi pani dziś opowiedzieć?- dopytuje, a na karku czuję mrowienie..


zapraszam na wcześniejsze części Lustra.

Lustro cz. I - ciało
Lustro cz. II - wielka przestrzeń albo bazyliszek