piątek, 19 czerwca 2015

lustro cz. I. - ciało

Lustro patrzy beznamiętnie, a może nie.. może mocno, natarczywie. Patrzy, niby nic nie mówi, a drze się, wydziera gębę tak, że zgrzytliwe szklane głoski ranią serce, umysł i ciało. Zaciskasz oczy, by się uchronić przez odłamkami. Siebie. Kiedyś jeszcze, kiedyś spoglądałaś w jego taflę zadziwiona do granic pojmowania. - Kto to jest? - dotykałaś odbitego policzka. - Kim jesteś? - Czy ja to jestem ja? - i spuszczałaś wzrok, bo zawstydzała cię myśl, a może przerażała. Że TAK, to TY. ISTNIEJESZ. Choć zdaje Ci się jakbyś była tylko obserwatorką świata. Powłoką o sztucznym głosie i udawanym ciele. A jednak byłaś tak pełna przeżyć i emocji, że lepiej było je zamknąć gdzieś w tak głębokim środku, że aż niedostępnym. I pozostał umysł. Mały umysł dziesięciolatki. A on nie pojmuje, jak ktoś taki NIC może BYĆ. Trudno patrzeć na NIC. Na ciało. - Ciało? Czyje? Moje? – zakrywasz oczy, tłuczesz piąstką po głowie, bo nie rozumiesz. Więc zakładasz makijaże. Podkradane matczyne kredki, szminki, pudry i tusze. Wszystko blade, wszystko czerwone, wszystko wyraziste jak cięcie żyletką. Wszystko ma sens. Przerysowana buzia. Ale buzia. Nie nicbuzia. Od tej pory w życiu najmocniej chcesz być aktorką. Grasz swoją rolę najlepiej jak umiesz. Rolę istniejącej, żywej dziewczynki. Z krwi, kości i ducha. Grasz. Bo nie czujesz. Grasz, bo czujesz za dużo. Dobrze, że czasem zapominasz, że nie wierzysz w swoje jestestwo. Dobrze, że biegasz, śmiejesz się i żartujesz. Ale nie wtedy gdy uchwycisz swoje spojrzenie.. Dobrze, że w domu nie ma wielu luster, ani jednego by przejrzeć się całej od stóp do głów. Siła lustra jest coraz mocniejsza, coraz mocniej napiera. Więc przestajesz patrzeć w swoje odbicie. I nie wiesz nawet jak wyglądasz. Gruba, chuda, zgrabna, brzydka, ładna, wiotka, smukła, uśmiechnięta, krzywa, prosta. Jaka? Nie wiesz. Przez lata nie wiesz. Świadomość omija ciało.
Świadomość nie lubi pustki. Już nie myślisz, że nie istniejesz. Może przywykłaś. Że jesteś. I czasem pytasz się: - No to jaka jestem? Na pewno brzydka, na pewno gruba, na pewno krzywa, na pewno brudna, na pewno. Jeśli w ogóle istnieję.
Istniejesz. Żyjesz. Dom się zmienia. Przybywa lustro. Ogarnia cię całą. Śmiejesz mu się w taflę, bo nauczyłaś się patrzeć nie widząc. Równo namalowana kreska na powiece, szalik owinięty ciasno, róż pasuje z czernią. Powierzchnia. Ale w oczy nie spojrzysz się nigdy. Gdy kątem oka przypadkowo złapiesz swoje odbicie, przeszywa cię ten sam lęk co kiedyś. Że nie istniejesz. Od dziecka boisz się nicości. Przeraża cię.. Gdy zobaczyłaś nicość w "Niekończącej się opowieści" już nie skupiłaś się na dalszej części filmu. Wiedziałaś czym ona jest. I trzęsłaś się aż dostałaś gorączki.
Uciekałaś przed nicością, uciekałaś od patrzenia w lustro. Myślałaś, że to cię uchroni. Ale świadomość nie lubi pustki. Nicości. Wypełniłaś ją po brzegi takim gównem, że cię zalało. Że się wylało, że cię zatkało, że.. gruba, krzywa, brzydka. Gruba, krzywa, brzydka. A no i debil o pustym mózgu. I potem.. potem zaczęłaś z tym walczyć. Ze sobą. Najlepiej nie jeść. Najlepiej pić. Najlepiej zajmować się czymś całą dobę. Najlepiej. Ale nicość nie lubi ciasnoty. I zaczęła się rozrastać, pamiętasz?
Pamiętam. Zawsze zastanawiam się, czy byłoby inaczej gdybym widziała się w lustrze cała, wtedy dawniej niż trzy dekady temu. Gdyby lustra były i się uśmiechały w nich buzie wszystkich domowników..

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz