środa, 5 lutego 2014

rewers (w odpowiedzi na: szczęście).

- "Uwierz i idź? Tylko się nie bój? Skąd ty to wzięłaś Jastarnia? Wciskasz ludziom kit, który nie przystaje do rzeczywistości! Myślisz, że to jest takie kurwa proste przestać się BAĆ? Napierw musisz wiedzieć czego się boisz! I jak się nie bać, jak cały czas to COŚ się myśli!!! - J. nerwowo drapie się po głowie. Zawsze tak robi w stanach nerwowego poruszenia, taka kompulsywna sytuacja. - "I dokąd mam iść skoro nie widzę ŻADNEJ, kurwa, żadnej drogi, ani prostej, ani krzywej, ani nawet pieprzonej ścieżki nie widzę. Albo widzę ich całe mnóstwo, jakbym była koniem na wyścigach i nie wiedziała, na którym torze się ustawić. Pojmujesz?!" - chodzi w kółko po pokoju i zaciska palce na policzkach. Boleśnie. - "Solą to ja jestem, nasypaną do własnego serca, albo serca innych, nic tylko piekę". - Jej oczy zaczynają się szklić. Głęboki wdech by powstrzymać łzy, warczenie. - "Światło. Błagam, naprawdę w to wierzysz, Jastarnia? Ale tak z ręką na sercu, wierzysz? Ty chyba poważnie wariujesz, oszalałaś, albo jedziesz na jakieś Farmacji, która ci przesłania rzeczywistość! Weź się zastanów! Jak mam ufać? Komu? Przecież ufam. Mówię ci to teraz, mówiłam Pani Terapii, szczera jestem. I na co mi się to zdaje? Rozwiązuje to jakieś problemy? Nie! Cały czas to samo, ten sam refren! I wcale nie brzmi: - "Don't be afraid". Moje refreny są dużo dłuższe, od miesięcy te same, te same sytuacje, te same rozwiazania, te same paskudztwa, ta sama niemoc! Jak mam iść skoro uciekam. Rozumiesz? W pracę, w sen, w zabawę, w łażenie po sklepach, w niejedzenie, w płacz, w alkohol, w niedbanie, w marazm, w tępe patrzenie się w komputer, w ..

- W stękanie, narzekanie, w użalanie się nad sobą, w wiarę, że się ci nic nie uda, w myślenie, że to się musi już skończyć, w czekanie tygodniami, kiedy, kiedy będzie lepiej, tak? - odpaliłam. - Wszystko co mówisz to prawda, ale nie prowadzi do szczęścia, ani siły. Stoisz w miejscu! Bezradna. Wiem. Nie masz pojęcia jak ruszyć z miejsca. Prawda, tak czujesz. Nie masz pomysłu dokąd iść. Zrozumiałe.  Ale stoisz. Stoisz, STOISZ!           I pozwalasz samej sobie, przeszłości i lękowi ranić  się i smagać, prać cię po ryju i po uczuciach, po zmęczeniu fizycznym, od którego upadasz. I wkurwiasz się jeszcze bardziej, jeszcze mocniej utwierdzasz się w tym, że jest źle, że jesteś dnem, że jesteś nic nie warta, że co chwila ktoś cię rani, ludzie wokół są wrogami, albo, że nic nic nie masz im do zaoferowania. A wtedy dochodzi deszcz żalu i wyrzutów sumienia. I koło się zamyka. To wszystko prawda, bo tak teraz czujesz, ale przez to stoisz, sztoisz, stoisz! STOISZ! Gorzej! Przez tę cholerną linę, zaciśniętą na twoich emocjach masz spętane nogi odwagi. I nie tylko stoisz, ale gdy chcesz ruszyć to boleśnie ciągnie cię coś co znasz, przeszłość i zastane schematy. A co wcale nie jest dobre. Bo ciągnie cię w dół. W dół. W niebyt.

- "Gówno! Przestań, nie mam siły tego słuchać, nie mam siły myśleć, nie chcę tych pseudoporad" - krzyczy J. - "Nic nie dają! Jest tylko to co mam w głowie! Niezmienne! Skończmy to, nie mam ochoty!" - zakrywa dłońmi uszy. Twarz ścisnęła się jak stare jabłko.

- Boisz się spróbować wyrwać z tej chorej karuzeli, a nie boisz się bać i męczyć dzień po dniu, chwila po chwili?! nie znudziła cię ta zacięta płyta? Wolisz krzyczeć, że chcesz być szczęśliwa? jak dziecko? Tylko tyle? Niestety to bolesne, ale najpierw trzeba wyjść z nałogu negatywnej przeszłości i czarnego obrazu siebie, dziewczyno! Już! Rusz się. Odpuść. Zdjemij te pęta i w drogę choćby najbardziej przerażającą. Naprawdę nie może być gorsza od tego co masz! Będzie lepsza.

- "Skąd wiesz? Czemu ty się jak wymądrzasz? Psychologiem jesteś?" - dźga mnie palcem w ramię.

- Nie. Jestem tobą. I odbywamy tę rozmowę raz na kilka lat. To i tak dobrze, bo kiedyś rozmawiałyśmy tak każdego dnia. Dopóki nie odpuściłyśmy. Do czasu, gdy nie podjęłyśmy się eksperymentu. Dopóki nie poszłyśmy w nieznane grzebiąc znane.

- "Dupa. To nieprawda. To czemu znów rozmawiamy jak ty taka wyedukowana jesteś?" - nie wierzę samej sobie.
- Popieprzone sentymenty. - śmieję się gorzko. - Coś jak ciągota do powrotu do nałogu.. Bardzo niebezpieczny moment. Dlatego gadamy. Nie możemy tam wrócić.

Uspakajamy się. Promień rzeczywistości wpada do umysłu.

PS.

Jeśli cały czas czekasz, uciekasz i nie widzisz efektów pracy nad sobą to:

- po pierwsze: Efekty są, tylko trzeba na to czasu, uwierz!

- po drugie: Naprawdę trzeba czasem eksperymentu i zaparcia się siebie, na siłę wyrwania się z wszystkiego co jest w głowie. Zaneguj wszystko i na próbę pójdź drogą, która jawi ci się w marzeniu (radość, szczęście, spokój, niemyślenie - jakkolwiek nie umiesz sobie ich wyobrazić). Naprawdę tam nic złego cię nie czeka. Może nie będzie jeszcze taka świetlista jak oczekujesz (jeśli), ale wszystko jest lepsze od stania po kolana w błocie. A upadlanie siebie jest destrukcyjne i robisz sobie krzywdę. Każdym dziąłaniem, które z pozoru wydaje ci się łatwe (marazm, niedbanie o siebie itd.), atak naprawdę podstępnie odbiera ci racjonalne spojrzenie na świat i siebie oraz siły.

- po trzecie: Zmienianie siebie jest bolesne, ale ktoś kto ćwiczył kiedyś cokolwiek (sport, muzykę), kto ciężko pracował fizycznie, chodził na rehabilitację, albo kazde inne cykliczne długotrwałe zajęcie wie, że inaczej się nie da. Trzeba zacisnąć zęby i być wytrwałym.

I pamiętaj. Jeśli jesteś z kryzysie to teraz też cię boli. I to bardzo. Tak bardzo, że nie widzisz wyjścia. Jednak ból, o którym piszę, ból wychodzenia z zastanych schematów, z jest inny. Nakręcony lękiem przed nieznanym. Naprawdę łatwiej przechodzić ból i upokorzenie, które się zna, niż coś co w włowie urasta do tortur w Guantanamo. Mimo to olej ten lęk, bo jest nierzeczywisty. Na siłę, bez rozumienia jak to działa. Naprawdę wiem jak to jest zacząć działać inaczej niż przez ostatnie trzydzieści lat. Skoro czegoś się nauczyłam i tak działałam trzy dekady z okładem to nic dziwnego, źe tak kurczonwo się tego trzymam. Bo to znam. Ale próbuję warczyć. Dać skostniałej sobie między oczy. Inaczej nigdy nie będzie siły i szczęścia. Jestem tego warta. Jestem światłem, jakkolwiek "słodziutko" to brzmi. Tak jest. I Ty też jesteś światłem. Jesteś wart. Idź i Ty! Próbuj! Uda się!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz