niedziela, 16 lutego 2014

śpiąca królewna, cz. I - początek

Dawno, dawno temu za stromymi górami, za lasami pełnymi złych duchów, za siedmioma rwącymi rzekami, za wyludnionym miastem, w niewielkiej rozwalającej się chatce spała nie-królewna. Spała snem ciężkim i pełnym koszmarów. Snem, który był wynikiem klątwy, zatrutego słowa i czarnej jak otchłań myśli. Królewna nieświadoma, zaślepiona nie opierała się czarowi, choć krasnoludki niestrudzenie walczyły o nią jak lwy. Jednak jak w bajkach bywa, zła, okrutna czarownica z przyczyn zupełnie niejasnych uśpiła młodą bohaterkę. Jak? Dopięła swego podając się za przyjaciółkę z dawnych czasów, która usłużnie opowiedziała królewnie całą prawdę o jej byciu NIE, no wiesz jacy są ludzie, każdy to widzi, tylko nie mają odwagi ci tego powiedzieć droga przyjaciółko.
Krasnoludki imały się różnych sposobów walki: zatykały królewnie uszy, kładły listki babki lancetowatej na oczy, śpiewały piosenki z pozytywnym zakończeniem, podpiłowywały nogi krzesła, na którym siadała dzień w dzień przyjaciółeczka-czarownica i kupiły nawet swej podopiecznej bilet do Disneylandu. Na próżno. Piękna i mądra królewna w dobroci swego serca przyjmowała starą koleżankę na herbatkę i ciasteczka uznając, że krasnoludki są przewrażliwione i nie można tak panikować na widok kogoś kogo się zna od lat, no zastanówcie się moi kochani. Ona otwiera mi oczy i uczy jak nie być taką jaką jestem! Nic mi nie mówiliście o tym jaką potrafię być zołzą, to nieuczciwe z waszej strony, a niby tak mnie kochacie! Nic a nic nie chciała słuchać swoich siedmiu towarzyszy, wysłała ich na wycieczkę, pozdrówcie Myszkę Miki, i zaczęła piec kolejne smakołyki na podwieczorek.
Czarownica tylko na to czekała. Zapakowała w koszyk sentymentalne gadżety, tu zdjęcie, tu garść wspomnień, ciężki słój pełen jakiejś brunatnej mazi i te cholerne jabłka. Słysząc jej kroki na żwirowej ścieżce królewna wybiegła z radością z domu bagatelizując uczucie, które pojawiało się za każdym razem gdy tamta przychodziła. Zimno, wokół szyi. Och, zbliża się wieczór, zawsze tak to sobie tłumaczyła i uśmiech i witaj przyjaciółko siadaj, może herbatki. Zwierzyła się nawet z tej dziwnej chłodnej zależności, na co przyjaciółka obiecała "coś poradzić". Więc przyszła teraz, gdzie są krasnale, och to szkoda, że pojechały, haha, do siebie, doczekałam się momentu. Królewno masz tu lekarstwo na chłód w szyi, powiedziała wyjmując słój. Koniecznie weź teraz łyżkę, nakłaniała. Królewna otworzyła wieczko i buchnął smród. O nie, nie przełknę, wzdryga się, to dla twojego dobra, nie naprawdę, zaraz zwymiotuję, dobrze ci radzę, nie wybacz, ale nie. I taka rozmowa ciągnęła się do wyczerpania nie i spróbuj, a czarne kruki i wrony stadnie obsiadły okoliczne drzewa. Sowa pohukiwała ostrzegawczo.
Przyjaciółki znów zaczęły wspominać przeszłe dzieje, czarownica zaczęła serdecznie pouczać królewnę, ta przytakiwała, łza za łzą, masz rację. Jest sposób na to królewno żebyś się odmieniła, żebyś nie tylko nie czuła chłodu, to tak prawdę zimno twego charakteru jest jego przyczyną, ale pomoże ci spokornieć, być dobrą, cenną i silną. Mówiąc to czarownica wymownie wskazała na słój. Ale.. Utrę ci do tego jabłko, które zabije smak goryczy i smród. Tylko łyżka, dla twojego dobra, chyba, że chcesz być zawsze taka na uboczu, taka w chatce z siedmioma karłami, z dala od życia. Nie! Zatrzęsła się królewna, daj mi to lekarstwo. Czarownica zaczęła przyrządzać miksturę, ptaki zaczęły złowrogo skrzeczeć. Królewna zacisnęła pięści i dała się nakarmić breją. Jeszcze usłyszała śmiech czarownicy, jeszcze zdążyła zobaczyć dzioby uderzające o szybę i już. Cisza. Zapadła w sen. Niczego nieświadome krasnoludki w najlepsze jadły miodek z Kubusiem Puchatkiem, czarownica prysnęła odwrotnie do jej czaru umykając z orszakiem czarnego ptactwa. Została tylko sowa. Zleciała w stronę chatki, usiadła na parapecie, przechyliła głowę, huhu.. Nie-królewna drżała od pojawiających się pod powiekami obrazów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz