środa, 27 sierpnia 2014

klepsydra - prolog cyklu "Brzmienna"


Klepsydra przesypuje noce i dnie przez moje palce.
Wzrok utkwiony w przewężeniu między kolbami ucieka od Czasu do Czasu.
W górę. Do początku.
W dół. Do końca.
Szuka różnicy. Stara się wyliczyć ile już Za mną, a ile jeszcze Przed.
Patrzy, ani mrugną oczy. Wysyła sygnał do wewnątrz.
Tam wtopiona w trans przeciekających ziaren myśl odbija światło w gałkę,
optycznie łudzi oko.
Jest tylko Przed.
Piasek z trudem przeciska się przez kanał, zatyka go, wypluwa ziarnko po ziarnku.
Jak martwe szczenięta.
Mogę odejść i nie patrzeć, małpio się zatkać po trzykroć.
Ale nie mogę się ruszyć, czekam i patrzę.
Nie czekam, działałam.
Potrząsam klepsydrą.
Za każdym razem wstrząs obija mnie, po trzykroć.
Za każdym razem niżej.
Do kapitulacji.
Z podbitym okiem, pobitą duszą, upodlonymi złudnymi marzeniami
wpatruję się w klepsydrę.
Przesypuje dnie i noce przez moje palce.
W dolnej kolbie nie ma już miejsca na kolejne szczeniacze truchła.
W górnej brakuje ziaren.
Zamykam oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz