poniedziałek, 2 grudnia 2013

zdrapka

Stukała w klawiaturę komputera i skupiała wzrok na pojawiających się literach. Sens układających się słów nie miał większego znaczenia, chodziło tylko o to, by zająć się czymś tak mocno, żeby wyłączyć się, odgrodzić od innych dźwięków. Dźwięków rozmów. Melodii zadawanych pytań. Rytmu śmiechu. Za głośno, za głośno, chaos, krzyk. Dziękuję, że nie pracuję w open space - pisała - ani na kasie, ani ani. To tylko pokoje, to tylko kilka osób, to tylko kilka głosów - przekonywała samą siebie. Ale te głosy mówią do mnie, obok mnie, przeze mnie. Stuk, stuk w klawiaturę. Jeszcze cztery godziny. Jak się skupić na pracy. Jak pozbierać myśli.

- "W takich chwilach może pani założyć słuchawki i puszczać sobie relaksacyjną muzykę"
- Nie pani terapio, boję się słuchawek
- "Tak..?"

Tak. Zanim pani terapia, zanim pani lekarz rodzinna, zanim to nie białaczka to depresja, zanim to wszystko się stało słuchała i słuchała. Techno i techno. Dzień w dzień. Słuchawka w ucho. Ucho w mózg. Mózg w myśl. Myśl w lęk. Lęk w grób. Nie wiedziała po co, czy to koi, czy upadla. Męczyła się tym techno-techno, rzygała narkotyczną siekierą, nie umiała włączyć off. Słuchawki, nośnik tragicznego uwiązania, ciągoty destrukcyjnej, ale na czas "przed" trzymały dziewczynę w ryzach. Ale już nie jest "przed" i jeszcze nie jest "po", więc na razie się ich boi. Kiedyś przestanie, ale niechęć zostawi.

Teraz jednak sprawa innych dźwięków. Stuk, stuk w klawiaturę. Stuk uspakaja, odgradza, na chwilę choć. I nie łupie w mózg. Nie można tak stukać i stukać, trzeba coś robić, zarabiać uczciwie. Odrywa dłonie, bierze się za pracę i znów a to z pokoju, a to z korytarza, a to wchodzą, a to wychodzą, z ludzkich ust dźwięki, z jej oczu łzy.

- "A czy prosiła pani swoich kolegów, czy koleżanki, żeby słuchali ciszej muzyki w swoich pokojach, żeby ciszej rozmawiali, nie stali nad pani biurkiem, drzwi żeby zamknęli?"
- Nie pani terapio, boję się.. Nie pani terapio... - zdziwienie - nie boję się już. Nie wpadłam na to.
- "Nie wpadała pani na to, że się pani nie boi, czy na to, żeby poprosić kogoś o coś dla siebie?"

No nie wpadła. Na to drugie. Pierwsze wpadło jej w trakcie tej rozmowy. Uśmiechnęła się. Jak wtedy, gdy kupiła za kieszonkowe zdrapkę i znalazła trzy słoniki. Wymienione na bon do SAM-u Społem. Nabrała wafelków elitesse i batonów teatralnych, paczkę sugusów i jeszcze w nagrodę dostała Ptysia.

Wzięła bon do biura. Wymieniła na prośbę. Skinęli, przytaknęli. Popija ciszę.
I jeszcze w nagrodę dopisuje do dziennika umiejętności plus przy "asertywność" i "ja".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz