środa, 4 lutego 2015

baca i kopciuszek



Wychodzi baca przed chałupę, wdycha niespiesznie rześkość poranka, patrzy na lekko ośnieżone szczyty mrużąc oczy przed słońcem, przeciąga się i woła: - Jaki piękny dzień!!! - A echo dopowiada: Mać, mać, mać..

Znacie to? Ja jak cholera! Już elegancko dobrana kreacja, rzęsy podkręcone, ulubiony zapach i wypita pyszna kawa. Już zbiegam klatką schodową, dzień dobry, dobrego dnia, przytrzymam panu drzwi. Radością roztapiam zamarznięte kałuże, lekko tak lekko sunę chodnikiem, śpiewam wznoszące melodie i cieszę się cieszę na cały dzień! W myślach jadę autostradą słoneczną, widoki zapierają dech, płynnie biorę zakręt, jest pięknie, kolejny zakręt, jaka jestem szczęśliwa, kolejny zakręt: - Jak ja się dobrze czuję! - krzyczę przez okno. A echo.. Mać, mać, mać. Spódnica za ciasna, podpuchnięte oczy, stary tusz na rzęsach, a ociężałe nogi potykają się o skawalony lód. Przeciskam się zatłoczoną jezdnią pełną dziur i prostą po horyzont, żadnej zmiany, nic tylko prosto i prosto. Staję. Wysiadam. Z siebie. Czar prysł, nie jestem bacą, jestem kopciuszkiem. Kopciuszek nadaje się tylko do kopcenia szluga. Najlepiej w ciemnym kącie. Wciskam się weń i kopcę i kopcę. Zawędzę się na amen. I wtedy będę czuła. Że jestem sobą. Tak sobie myślę. Radość i szczęście to tylko słowa, one nie dotykają moich wnętrzności! Tak sobie wmawiam. A prawda jest taka, że dotykają głębiej niż wszystko do tej pory. Że jasność, śmiech i siła są tak silne w odczuwaniu, że nie radzę. Że udaję, że to stupor. Że to nic. A prawda jest taka, że puchnę tymi emocjami od środka. Taka jest prawda. I to jest dla mnie nieznane. Więc wykopcę to z siebie. Na amen. I na dokładkę sama wsypię sobie groch w proch, podsypię soczewicą, wymącę, wykopcę i popłaczę nad losem okrutnym.

Tak było. Tak było i było. Jak nie było, to przychodziło, napadało, zagarniało i było. Kopciło i kopciło. Truło i uśmiercało. Co pięknie się działo i rozpościerało przede mną światła i blaski, żyrandole ciepłych dni i stoły zastawione przyszłością, to ja już miałam północ. Złowieszczy kurant, dudnił mi w ciele, w głowie, opadały suknie. Już gubiłam oba pantofelki. Macocha i siostry - schematy, schematy, stare zdziadziałe, pokopcone schematy. Grafomańskie przekonania recytowane z pamięci raz po raz. Celnie gówniane riposty. Gówniane, ale świetnie znane. Co radość to mać, mać, mać. Co kwiatek to śmierdzi, co kochamsię to spadajździro. Ojezu ile zajmuje oduczanie się tego kopcenia. Odschemacenie. I myślałam, że się nie uda. Będę tkwić w niedokończonym akapicie rozwalonej bajki. Ale nie. Uczyłam się zamieniać trzecie mać na: - Zamknij się, bo cię nie słucham. Tu mi mać, a ja - kochamsiękochamsię. Tu mi macocha i siostry, groch i popiół, a ja - Dziś naprawdę jest pięknie.Ja: Ale jest super, a echo - mać, mać, mać. A ja: - pogadaj se jeszcze! I w śmiech.

Sztuczne? Trudne? Nie.Tak. Da radę wytrenować się samej? Nie wiem, ze mną startowała Pani Terapia. Potem już sama. Ćwiczę do dziś. Tak żeby nie wyjść z wprawy. Nie zawsze się udaje, ale często. Żeby mi żadne mać nie popsuło dnia. Żeby stare schematy zastępować nowymi, już uważnymi, jasnymi, bym skończyła na : Jaki piękny dzień. A echo niech sobie odpowiada co chce..

4 komentarze:

  1. kupiłam sobie wczoraj "dobre rady", bo dodatek był o zapiekankach... a mi się nie chce myśleć, co na obiad... ani, co i czy się ubrać... albo czy wstać z łóżka... i znalazłam Ciebie... przeczytałam kilka postów i cieszę się, ze znalazłam... (cieszę się to taki miły zwrot, dla mnie na dziś pusto brzmiący...) uparłam się, że po kilku terapiach bez leków tak sobie będę radzić... i JAKOŚ radze... czasem - jak ostatnio - sprawdza się prezydenckie "nie chcem, ale MUSZEM"... wiem, ze nie mogę zostać w bezruchu, bo wtedy już tylko pod koc i spać, spać, spać... wiec zmuszam się, wyglądając na zewnątrz jak dobrze funkcjonująca obywatelka, żona, pracownica... i tylko inne LadyDi wiedzą, co to pustka w środku...
    dzięki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Giz! Jakie świetne określenie "inne LadyDi" mogę "skraść"?:) powiem tak, wiem, że czasem trzeba "nie chcem, ale muszem", ale nie muś proszę. o muszenie paradoksalnie zasadza ten koc i sen, bo zabiera cholernie energię! Ja terapię bez farmacji próbowałam i z farmacją też. Ta druga opcja dała..dłuższe i zasiane efekty, może się kiedyś na to zdecydujesz, bo ile można jeść zapiekanki.. ja wytrwałam tak prawie rok, tfu ;-)) Ściskam i śledzę Twój blog! O losie jakie Ty umiesz niesamowitości!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. możesz skraść ;) przy lekach mam makabryczne skutki uboczne, dlatego wolę bez, z "samą" terapią... akceptuje - oj, bardzo powoli - fakt, ze mój mózg tak ma i że czasem mam gorsze dni... to - wg mojej prywatnej teorii - cena, jaką płacimy za swoja nadwrażliwość, którą można przekształcać inaczej... ot, choćby szydełkiem (nauczyłam się ponad rok temu! ;D) albo - jak Ty - w pięknie słowa :) ściskam

      Usuń
  3. skutki uboczne.. to dobry temat do poruszenia. Tez miałam, ale dałam sobie trzy miesiace na to by ciało w końcu zaakceptowało farmację, raz się udało, raz nie, raz tak, raz nie.. trzymja się Giz i tak to super co piszesz o ukierunkowaniu wrazliwości i smutku, insporacja do kolejnego tekstu :) Dzięki temu Reflektor żyje Dziękuję :) i też ściskam!

    OdpowiedzUsuń