poniedziałek, 12 maja 2014

Śpiąca królewna cz.VIII - powroty

- "Dobra panowie, to jak będzie? Zgadzacie się?" - kumpel księcia-hydraulika (ten wysoki nieszczupły brunet) przejął dowodzenie.

Krasnoludki miały miny nietęgie. Nie spodziewały się takiego obrotu sprawy. Przecież powinien się cieszyć, że go odnaleźli, że zabiorą go do Królewny (a on je tam zawiezie), że będą żyli długo i szczęśliwie i nawet ten ciemny też będzie mógł z nimi zostać i w ogóle. A tamci najpierw zażądali zdjęcia dziewczyny (no spoko, może być), udziałów w kopalni złota (czy ty musisz być taki szczery Mędrku? - zawołał Gburek), pół roku usługiwania obydwu panom (*%^*#%** - tyle w temacie - żachnęły się krasnale), tyle samo najpierw na próbę z Królewną z możliwym rozwiązaniem kontraktu, no i jakaś lasia dla bruneta. Krasnale miały największy problem z lasią. Nie bardzo wiedziały w czym rzecz. Sowa zahuczała groźnie. Puścili to mimo uszu.

- Zgoda księciu i panie kolego, tylko powiedzcie o co chodzi z tą lasią - odpowiedział w imieniu grupy Gburek - dogadajmy się i już jedźmy.

Mężczyźni uśmiali się na poły serdecznie, sowa dziobnęła jednego w kark, drugiego trzepnęła skrzydłem. Krasnoludki nie zwróciły na to uwagi. Ważne było już jechać, już pędzić, już gnać i budzić Królewnę!

- "Poradzimy, nie będzie lasi to się inaczej ustawimy" - machnął hydraulik i przygładził blond kucyk.
Ferajna zapakowała się po kilku godzinach do nie najnowszego pojazdu typu van i ruszyli w drogę. Wracali.

W chatce z makatką Królewna też powoli wracała do siebie. Czuła się pusta, czuła się patykowata, wcale nie jak wierzba, bardziej jak bambusowa łodyga. Sztywna i pusta w środku. Już nie płakała, bo zabrakło jej łez, a może się odwodniła, kto wie. Pomału chodziła po pomieszczeniu i zastanawiała się nad czym się ma zastanowić. Nad tym co się stało? Nad tym czemu tyle spała? Nad radością, że żyje? Czy nad troską, że krasnoludki najwyraźniej nie wróciły z Disneylandu, co się stało z jej przyjaciółką z dawnych lat i gdzie przepadła sowa? Nie wiedziała. Jedno tylko było jasne, nie chce wracać do snów z ostatnich.. dni, tygodni, miesięcy (?), nie chce nawet myśleć jak długo trwał ten stan, chce tylko poukładać myśli. I coś zjeść. Tak! W końcu coś prawdziwego. Głód. Rozejrzała się po kuchni.. Jej wzrok trafił na cholerny słój z parszywą breją..

 - O skurwysynko! - do Królewny dotarło kto ją tak sennie urządził. Chwila po chwili inaczej spojrzała na wszystkie przeszłe odwiedziny przyjaciółeczki z dawnych lat, na błagalne spojrzenia krasnoludków i pohukiwania sowy. - Nie dość, że byłam ślepa, to jeszcze głupia! W tym faktycznie miałaś rację! Ale żadnym debilem, żadną samolubną idiotką, nie dam się już nigdy oszukać! - Królewna cisnęła słoikiem o ścianę i krzyczała i krzyczała. Gniew. Kolejne prawdziwe uczucie. Jak długo go nie znała, a może tłumiła? Zastanowi się nad tym, ale nie teraz. Teraz chce jeść. O reszcie pomyśli jutro, jak Scarlett O'hara, czy coś. Z impetem kopnęła drzwi do spiżarni i zupełnie nie jak na Królewnę przystało zaczęła opróżniać kolejne słoiki (ze znaną jej zawartością). Gdyby w pobliżu była sowa, która znała Królewnę od urodzenia, zahuczałaby radośnie.

część I, część II i część III oraz część IV
część V i VI oraz VII


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz