wtorek, 15 lipca 2014

Śpiąca królewna cz. XI - Królowa


I znów, wąską dróżką, jest niemal ciemno. Mędrek z przodu, zaraz za nim Ciemny. Królewna pędzi przed nimi. - Szybciej chamie - krzyczy. Reszta ferajny osłania boki Ciemnego, Gburek ciągnie na tyłach otępiałego Blondiego. Po co wzięli prawie nieprzytomnego hydraulika? Zdaje się, że tego wymaga finał historii.
Gdyby to był film z offu leciałby Krzyk przez spaleniem O.N.A. Obraz byłby w kolorze popiołu. Kamera zawieszona lekko u góry, tak że widzicie niezgrabne pochylone sylwetki dwóch mężczyzn i podskakujące ciemne czapki krasnali. Po bokach ścieżki smolista ciemność pochłania ekran. Chylińska wydziera wszystkie najgorsze pokłady Królewny. Z każdym słowem twarz Królewny tężeje, z każdym wersem Chylińska dokłada jadu.
Więc oni idą, potykają się, Królewna gna, szarpie gałęzie, zrywa garściami liście, nie widzicie tego, słyszycie jedynie dźwięki, bolesne, bezduszne, muzyka świdruje wam w mózgach, muzyka nie pozwala się wam skupić na niczym innym jak tylko furii Królewny. Zbliżenie na dłonie Królewny, zaciśnięte w pięści, zbliżenie na jej twarz. Posąg. Nawet nie mruga powiekami. Królewna przyśpiesza, oglądacie obraz z jej perspektywy, za metr, za dwa, za refren.. Wpada na polanę, widzi samochód, podbiega, szarpie za drzwi.
- Ej, ostrożnie to nasze auto! - hojraczy Ciemny. Nikt nie śmie nawet sapnąć.
- Milcz, powiedziałam - syczy Królewna i wskazuje palcem drzwi. - Otwieraj chamie.

Chylińska milknie. Zapada cisza. Królewna koncentruje myśl tylko na sowie. Gdzieś tli się nadzieja.Kamera pokazuje szeroki plan, widać wszystkich. To finał bajki, więc księżyc okazuje się być w pełni i chmury łaskawie acz mrocznie rozstępują się byście mogli lepiej widzieć scenę.

 Blondi stoi najdalej i maleje. Przypomina sobie opowieści z dzieciństwa o czarownicach, zemstach i karach. Boi się. Umrzemy, zaraz staniemy się kamieniami. Kuli się w sobie. Ciemny ma w głowie chaos. Ostatnio czuł się tak na jakiejś imprezie, z jakimiś grzybami, czy czymś, to nie może być prawda, ja pierdolę, oddajmy sowie truchło tej wariatce i jazda. Krasnoludki  nic nie myślą. Może tylko Gburek, on myśli od samego powrotu, ale jeszcze nie opowie o tym.

Ciemny odsuwa drzwi, wyjmuje klatkę i stawia na trawie.
- Odejdź chamie - Królewna odpycha go z siłą. Blondi kuli się jeszcze mocniej.
Królewna przyklęka, otwiera klatkę i ostrożnie wyjmuje nieruchomą sowę. Przykłada ucho do delikatnych piór. Słucha. Reszta wstrzymuje oddech. Królewna słucha i słucha. I słyszy szum krwi we własnym ciele i bicie serca także swojego. I nic więcej. Przeszywa ją ból tak potężny, że prawie mdleje. Podnosi wzrok.

- Zabiliście ją skurwysyny. Zabiliście ją pachołki, karły, chamy. Zabiliście kmioty, synowie suk i jebaków. Zabiliście! - Jej oczy płoną, spod stóp strzelają iskry. Polana pokrywa się zimnym światłem ogników.
- Zabiję i was! - wykrzywia usta w paskudnym uśmiechu. Sześciu krasnoludków i dwóch mężczyzn zamiera w przerażeniu, już chylą głowy na spalenie, objęci klątwą zemsty.

- Sama ją zabiłaś - całkiem spokojnie powiedział nagle Gburek. Jego głos był tak nie na miejscu.
Królewna spojrzała na niego z odrazą.
- Powtórz, karle - splunęła kolejnymi językami ognia. Bardzo zimnego.
- Sama ją zabiłaś. I nas też prawie wpędziłaś do grobu.  Gdyby nie ona, nie jej miłość do ciebie, nie byłoby nas tutaj. Przyleciała do nas, bo spałaś. Dałaś się omamić tej czarownicy i  pozwoliłaś by cię otruła. Nie słuchałaś nas, zadufana w swojej ufności, nikogo nie słuchałaś, wysłałaś nas do Disneylandu, bo miałaś nas gdzieś, w dupie, jak to wy ludzie mówicie. W dupie, rozumiesz? Nie wiedzieliśmy co się dzieje, zaczęliśmy chorować, bo tak jesteśmy z tobą zżyci, że czuliśmy jak odchodzisz. Ale to ty odrzuciłaś nas wszystkich. Usnęłaś i zatopiłaś się w sobie. I gdyby nie sowa! Gdyby nie jej poświęcenie, to pomarlibyśmy my i ona i ty! - Podszedł do Królewny bliżej. Ta tupnęła, poleciały znów iskry. Gburek ani drgnął.
- Kiedy ci się zaczęło poprawiać? Wtedy kiedy sowa nas odnalazła i najęliśmy tych gości, żeby nas tu przywieźli. Zapewniliśmy ci księcia żebyś się obudziła! Ale zrozumiałem, że nie o pocałunki, bujdy bajkowe tu chodziło, tylko o to, że im bardziej oddalasz nas od siebie, tym bardziej upadasz.  - Królewna, cały czas gładziła delikatne, zimne pióra sowy, patrzyła na Gburka i nic nie rozumiała.
 - Kim wy jesteście karły? - spytała.
- Jesteśmy Mędrek, Apsik, Śpioszek, Wesołek, Gapcio i Gburek. - Królewna zmrużyła oczy, trawa jeszcze się tliła.
- Wiem, jak się nazywacie, ale kim jesteście? - Gburek pokręcił głowa z dezaprobatą.
 - No mówię ci kim jesteśmy, przypomnij sobie. Ja już sobie przypomniałem Królowo.
- Królowo? - zdziwiła się.
- Królowo - przytaknął, skłonił się i odwrócił do ferajny. - Panowie, nic tu po nas, zwijamy się, to nie nasz teatrzyk, niech się sama ogarnia. - I ze złością zaczął poszarpywać kamratów. Blondi i Ciemny ocknęli się z otępienia.
- Dobra, to my tego, z kolegą pójdziemy do knajpy, po vana wrócimy rano - wymamrotał Ciemny i zaczął popychać zasmarkanego Blondiego przed siebie.

Królewna stała oszołomiona wciąż głaszcząc martwą sowę. Nic nie rozumiała. Znów nic nie rozumiała. Miała plan totalnej rozróby, rozprawienia się z tymi cholernymi mordercami, z tymi obwiesiami, którzy ją porzucili, z tymi, z tymi, z tymi...
 - Przepraszam - szepnęła. Wtuliła mokrą twarz w delikatne, miękkie pióra sowy. - Przepraszam - Łzy ciekły jedna za drugą. Usiadła na trawie, zgięła kolana i przytuliła się do sowy jeszcze mocniej. Płakała i trwała. Płakała i tuliła sowę, modliła się, śpiewała jej swoje wspomnienia i kołysanki. Księżyc bladł, niebo szarzało. A ona próbowała zrozumieć. I odzyskać sowę. 

Hu, hu, hu hu.. - Królewna myślała, że się przesłyszała. - Hu hhu.. - Pióra połaskotały jej twarz. Odchyliła się, a sowa uniosła głowę. Patrzyły na siebie. - Hu hu.. ja jestem sową. Hu hu ja jestem tobą.  - Hu huu - odpowiedziała Królewna - Hu hu, ja jestem sobą. Ja jestem tobą? - Patrzyły się na siebie. Przez korony drzew na polanę zaczęło przesmykiwać się blade słońce. A one patrzyły się na siebie. - Hu hu.. hu hu - śpiewały spokojnie. Królewna wiedziała już. Już zrozumiała.  - Hu hu.. - zwolniła uścisk, sowa powoli rozprostowała skrzydła. Przechyliła lekko łepek - Hu huu, witaj Królowo.

Na polanie nie było nikogo. Stał stary van, gdzieniegdzie kępki trawy były oprószone popiołem. W niewielkim domu, może pałacu,  nieopodal, zaraz za wąską ścieżką, śpi Królowa. Jest sama. Nad łóżkiem wisi makatka z siedmioma krasnoludkami, pamiątka od niani, którą dostała na siódme urodziny. Zegar na przeciwległej ścianie zaraz wskaże pół do piątej. Malutka, drewniana sowa wyjedzie z dziupli i zahuczy dwukrotnie, hu hu.  Promienie wschodzącego słońca delikatnie otulają twarz śpiącej Królowej. Uśmiecha się przez ciekawy sen. Czeka ją piękny poranek.


zapraszam na wcześniejsze części:

część I, część II i część III oraz część IV
część V i VI , VII oraz VIII i IX i X

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz